sobota, 21 kwietnia 2012

Przeczytałam przed chwilą coś, co bardzo mi się spodobało, na blogu koleżanki. Niezły respect za te słowa, mała.
"Wiesz, co to sukces? To, gdy budzisz się rano ze świadomością wypełnienia swoich powinności, obowiązków i masz szczerą chęć to zrobić. Podejmujesz powszednie wyzwania z uśmiechem i przekonaniem, że to najlepsze, co może być. Sukces jest wtedy, gdy uśmiechasz się do drugiego człowieka, a on bez uprzedzeń ten uśmiech odwzajemni. Sukces to budowanie więzi, przyjaźń, miłość. Sukces jest wtedy, gdy kładąc się spać czujesz spełnienie, zasypiasz z uśmiechem na ustach. A budząc się znów masz ochotę wyfrunąć."
Nawiązując, Churchil też nieźle do mnie w tej chwili przemawia.
"Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki nie tracąc entuzjazmu."
" Mając takich przyjaciół, nie potrzeba już wrogów."
"W życiu chodzi o to, aby uczyć się tak, by inni nie spostrzegli, że się człowiek uczy." 
"Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawaj." 

-

Po przejechaniu 40 km, padnięta musiałam przejść jeszcze przez małą wojnę domową. Kontakt z mamą jets u mnie tak zmienny, jak moje nastawienie do odchudzania. To wszystko się tak cholernie dynamicznie zmienia. Niby rozumiem, co nią kieruje, co kieruje mną. Wiem, czego Ona oczekuje, czego oczekuję ja, ale tak trudno jest nam dojść do porozumienia. O wiele za trudno jest nam po prostu usiąść i siebie posłuchać. Wolimy ironizować, być złośliwe, robić sobie na złość, a potem wzajemnie sie o to obwiniać. To takie popieprzone, niepoprawne. Nie tak powinny wyglądać relacje matka-córka. Nie na nic nie wnoszących kłótniach, braku zrozumienia, jakiejś zasadzie oko za oko, nie na tym wszystkim na czym polega w tym domu. I chociaż zmotywowała mnie do tego, do czego chciała, ja, niedojrzale nie chcę jej okazać, że jej się udało. Bo nie takim sposobem powinno. To wszystko jest takie bez sensu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz