wtorek, 31 maja 2011

Animal I had became.

Ojeju, ale dziwnie luźny dzień. Poopierdalałam się z Kubą, spotkałam się z Karoliną, poszłam z mamą na zakupy. Aż mi dziwnie, że nie chodziłam cała zestresowana nauką. <: Biologia poszła świetnie, 13 piszemy test z całego roku
 Tortilla robiona z chłopakami na lunch. Ktoś prosił o przepis ;
Dukanowa tortilla, ilościowo na jedną osobę, wychodzą z 2,3 naleśniki:
pół szklanki mleka, 1 jajko i z 3 łyzki mąki kukurydzianej. W zależności, czy chcecie na słodko, czy na ostro dodajecie albo słodzik w proszku, albo tak jak my dziś - oregano, pieprz czosnkowy. W środku mieliśmy pierś z kurczaka przyprawioną pieprzem cayenne (bo przyśpiesza metabolizm!) i przyprawą do kurczaka pikantną smażony na wodzie. :)

 Moje słodkie zakupy, które tak mi poprawiły humor, że jeju. Ale że sama teraz umieram z głodu, nie tykam niczego, bo zjadłabym wszystko <: Biała herbata i będzie na dziś okej.
Lato, jezu, nakurwiaj <3.

Teraz podłączę sobie pendrivea od mojego ukochanego nauczyciela od angielskiego, który pozgrywał mi jakąś dobrą muzykę <3.

Too hot to live in the city.

Gorący dzień. Rano z chłopakami zrobiliśmy sobie tortille na ostro z kurczakiem duszonym z pomidorkami cherry. Jami, nie wiedziałam, ze domowa tortilla może być taka delicious ;> W czwartek idę do Macka na jego zajebista kawę. Teraz siedzę na wosie, pózniej wf, po rower, koc i lecę polezec nad rzeka z moim pięknym :>>>

poniedziałek, 30 maja 2011

As long as we are together, we are cool, bro.

Odrazu chce mi się uczyć jeszcze dłużej, kiedy widze, że odnoszę sukcesy. 5 z chemii już jest, 5 z wf będzie po zaliczeniu ławeczki, 4 z polskiego - no cóż, jeszcze trochę. Jutro kartkówka z biologii, pojutrze rozprawka, w czwartek sole, w piatek fizyka i angielski. W poniedziałek renesans i średniowiecze i moi drodzy - MAM WAKACJE <;

niedziela, 29 maja 2011

Hey bitches! Spotkałam sie z Olcia, byłam na basenie z Mackiem, jestem na obiedzie z mama w Da Grasso, czekam na tortille. Wieczorem ide z chłopakami na piwo - musimy zcheerowac stypendium Mateusza! Jest fajna pogoda, wkurza mnie tylko bolaca głowa. ;>

piątek, 27 maja 2011

Wreszcie wczoraj zebrałam się do zrobienia prezentacji z biologii o lesie równikowym, jest dobrze. Mam jeszcze wiele nauki przed sobą, ale wypełnia mnie już radość - to ostatnie 14 dni ciężkiej pracy i łala, wakacje, moi mili. Tymczasem lecę do szkoły, trzymajcie się <3.

wtorek, 24 maja 2011

W takie wieczory, kiedy towarzyszy mi w słuchawkach blues, żałuję, że nie mogę się teraz znaleźć w tym łożku, w tych ramionach, z tymi samymi słuchawkami w uszach.

Mimo, że położyłam przed drzwiami kartkę "Błagam, nie budź mnie, idę na 10.45", to i tak obudziłam się o 7.40. Słońce.. Nie ma to tamto, lecę się kąpać, a tutaj dodaję Kenzę <3.



poniedziałek, 23 maja 2011

Worldltrip.

Szczęśliwa, podjarana i spokojna idę spać. To był świetny dzień, jeju. I szczerze? Teraz nie mam już ani jednego zmartwienia na głowie. Hell yeah, jest przekurwiście <3.
I love you more than anyone can imagine <3.

niedziela, 22 maja 2011

Dobrze, że posłuchałam Mery i obejrzałam najnowszy odcinek Gossip Girl. Po całym dniu, kiedy zdarzyło mi się pare wybuchów płaczu spowodowanych bynajmniej - zmęczeniem, które wynikało z spania 2 godzin w nocy, przyszła pora na wyciczenie, wyciągnięcie wniosków. Ciągle nie mogę uwierzyć w to, co się w nim wydarzyło, ale to już swoją drogą ;>
To wszystko jest nasze, my to odkryliśmy, mamy do tego największe prawo i nikt, za cholera nie wiem ile lat nam tego nie odbierze. Więc pora przestać płakać. Pora, bynajmniej, żeby iść spać, wstać rano i przekonać się, co się wydarzy. Dobrze, że chociaż już wiem, co o tym myślę. Buziaki, misie.

Każdy czuje się niepotrzebny, nijaki, niedoceniany. Wątpi. Siedzi i płacze. Zakochuje się, przeżywa to poprzez 2 strony medalu. Czasami. Masz ochotę uciec. Nikt nawet by nie zauważył. Nie zatęsknił.

sobota, 21 maja 2011

Wieczorem zrobiliśmy sobie pycha dukanową kolację, padnięta poszłam spać o 23, ale przed tym razem z tatą oglądaliśmy poziome błyskawice. Wstałam o 10, co jak na mnie jest wyjątkową godziną, gdyż zazwyczaj nie umiem spać dłużej niż do 8. Zjedliśmy śniadanie na dworze, pojeździłam na rowerze słuchając soundtracku z Mamma Mii. Wykąpałam się przed chwilą, poczekam aż wyschną mi włosy i pojadę na rowerze do Karolinki, potem idę z Mery na kawę. :)
Teraz widzę, że we wczorajszej notce zabrakło bardzo ważnego pdosumowania. Za nami 3 lata, podczas których z totalnych, zabawnych dzieciaków wyrośliśmy na wiele dojrzalszych, trzeźwiej myślących, odpowiedzialnych - chociaż co do mnie można mieć wątpliwości! i wiele bardziej świadomych swojej osobowości, swoich słabości, mocnych stron, potrzeb i ambcji nastolatków. Zarówno dla mnie, jak i dla Niego te trzy lata były czasem, kiedy wiele cech w nas "ewoulowało". Wiele dzięki sobie nawzajem. Bo nie wiem sama, czy ktoś inny miał na mnie większy wpływ, aniżeli właśnie On.

piątek, 20 maja 2011

Siadam przy stole, włączam laptopa. Wypiłam mrożoną kawę, zapaliłam, posłuchałam poleconej muzyki - Album "The kings of limbs" Radiohead. Jem jogurt malinowy.
Nasza historia rozpoczęła się pierwszego września 2008 roku, kiedy Mery nas ze sobą poznała. Nie wiem, jakim cudem, ale od tego momentu już się ze sobą zrzyliśmy, polubiliśmy. Pamiętam, jak wracając razem ze szkoły nabijaliśmy się podchodząc do starych ludzi, śpiewając im "give me some fish". I na tym momencie urywa się moja pamięć. Następnym momentem, który jestem w stanie sobie przypomnieć jest dzień, kiedy siedzieliśmy koło mostu kolejowego słuchając Almost Lover Fine Frenzy z mojej zielonej mp3, którą ja kochałam, dla Niego była brzydka. Miała swoją magię, kojarzy mi się z Nim. Każdego dnia poznawaliśmy się coraz lepiej, stopniowo spotykaliśmy się coraz częściej. Słuchaliśmy takiej samej muzyki, śmialiśmy się z tych samych rzeczy, kochaliśmy nasze poważne rozmowy. Oswajaliśmy się ze sobą coraz mocniej, otwieraliśmy coraz dogłębniej. Potem były wakacje, w które mam wrażenie wcale nie utrzymywaliśmy kontaktu. Z resztą tak jak wiele znajomych ze szkoły ma w zwyczaju. We wrześniu pamiętam, że wysłał mi smsa "Strasznie się od siebie oddaliliśmy, kotq". Nie wiem dlaczego tak zapadło mi to w pamięć. Ściął włosy, a ja miałam z tego niesamowity ubaw, bo fryzjerka do tego je wyprostowała. Boże, ale był z niego Justin. I znów powtórka z rozrywki. Kolejne otwieranie się przed sobą, tym razem jeszcze bardziej, jeszcze mocniejsze zżycie się ze sobą. Pierwszy raz powiedział mi, że jestem dla Niego przyjaciółką, kiedy wypaliłam 3 papierosy pod rząd, a Jego to zaniepokoiło. I tak myślę zaczyna się jeszcze bardziej nasza historia. Mam tylko problem z określeniem, czy było to zimą po 1, czy po 2 klasie. Nie wiem, naprawdę nie wiem. W czerwcu 2010 byliśmy już ze sobą bardzo blisko, ale naszym momentem, kiedy pokochaliśmy siebie nawzajem była wycieczka. Spędziliśmy razem całą noc. Teraz, keidy to wpsominam, pojawia się na mojej twarzy uśmiech. Spaliśmy razem w łóżku, ukrywałam się w Jego łóżku przed nauczycielem, wszystko miało tak neisamowity klimat, jak nic innego. Kiedy wracaliśmy, słuchałam Rachel Yamagatha "Be, be your love". Były wakacje, kiedy straciłam cos bardzo ważnego. Jesienią mieliśmy straszny czas, mieliśmy problemy. I wtedy pomyślałam, że skoro raz wygasło to, na czym tak niesamowicie mi zależało, drugi raz nie zniknie to już na długo. Przeżyliśmy przerwę od siebie na miesiąc, która była najlepszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Spotkaliśmy się, a On doceniał mnie jak nikogo innego, ja nie mogłam nacieszyć się wspólnym czasem, wciąż było go za mało. A potem był kwiecień. Odpieraliśmy to od siebie, szukając wymówek, ale pojawił się moment, kiedy oboje zrozumieliśmy. Zaczął martwić się za bardzo, lubić spędzać czas za bardzo, jak nigdy wcześniej, wszystko zaczęło kręcić się wokół nas. W którymś momencie się poddaliśmy. Daliśmy ponieść się temu, co miało być przed nami. I wiecie, to jedna z tych rzeczy, której nigdy nie będę żałowała. A bynajmniej jak na teraz tak nie jest. Wiem, że oboje tego szukaliśmy, próbując odnaleźć to w innych osobach, ale cholera, to ciągle nie było"to". Więc los postawił na nas. Jestem szcześliwa, jak nigdy wcześniej. Już na zawsze, cokolwiek się niedługo stanie będę Jego, a on będzie mój. Na zawsze pozostaniemy dla siebie osobami, wobec których będziemy mieć tak ogromny sentyment, jak w stosunku do pewnie, niewielu osób. Zawsze będziemy dla siebie, cokolwiek by się nie stało, bo z nikim żadne z nas nie czuje się lepiej, nikogo nie zna lepiej. Wystraczy jeden gest, a my wiemy, że któremuś coś doskwiera. To wszystko jest tak niesamowicie magiczne, że momentami nie mogę w to uwierzyć. Taka więź może być jedna na całe życie, więc nie marnujemy dłużej czasu, tylko enjoyujemy ten wspaniały czas razem.
Mama pojechała na wycieczkę, budząc mnie o 6 -.- Piję kawę, zbieram się niedługo do szkoły, nudzi mi się jak chuj. Możliwe, że śpię dziś u taty - byłoby dobrze, ale co z tego wyjdzie, nie mam pojęcia.
Jezu, jak my się od siebie oddalamy.

poniedziałek, 16 maja 2011

Rozmowa to lek na wszystko. Kiedy cała zestresowana porozmawiałam z Karoliną, jest mi lepiej. Każdy z nas potrzebuje osoby, która wyjaśni mu, że każda z drobnostek, która zawracała mi głowę tak naprawdę jest niczym. Nie mogę się tym przejmować, obarczać swoje spalone od słońca ramionka martwieniem się o rzeczy, na które nawet nie mam wpływu. I cholera, za to kocham tą kretynkę. Jest idealnym przykładem, że przyjaciółka nie ocenia, tylko przyjmuje Cię z otwartymi ramionami, w których możesz znaleźć spokój, wyciszenie i radość. Nawet nie wiesz, jaka jestem Ci za to wdzięczna.
Nie za fajny dzień względem pogody, jest ponuro i zimno, a ja chowam się pod kocem z laptopem na kolanach i przeglądam Kenzę, Weheartit i Tumblra. Zuzia czymś mnie zainspirowała, byłam już na zakupach z tym związanym, ale opowiem Wam, kiedy będę mogła określić, czy ta metoda jest godna polecenia i czy przyjemna. Miałam jechać w środę na zakupy, ale nieco posprzeczałam się z mamą, więc zobaczymy, co z tego wyjdzie. 
Troche zdjęć :