czwartek, 29 stycznia 2015

Umiem już określić co najbardziej mnie w ludziach wkurwia. I zdecydowanie jest to przeciwieństwo bycia bezpośrednim. Tak strasznie nie lubię jakichś podchodów, bawienia się w chodzenie naokoło. Całego tego pieprzenia się w ukrywanie uczuć, własnego zdania. I jednocześnie bezpośredniość będzie dla mnie tym, co w ludziach lubię najbardziej. Wydawało mi się zawsze, że to taka typowa cecha facetów, dlatego wydawali mi się w jakiś sposób bardziej zrozumiali, ich komunikaty są klarowne i takie po prostu.. PROSTE. Myślałam, że jak pójdę na studia to będzie jeszcze prościej, bo poznawani też starsi ode mnie faceci według mojej zasady powinni być jeszcze bardziej bezpośredni, ale chyba pomyliłam się, zbyt szybko zaszufladkowałam cechę z wiekiem. Bo nie są. Troche mnie to rozczarowało, troche rozśmieszyło.

środa, 28 stycznia 2015

To jeszcze nie jest permanentne uczucie. Pojawia się momentami. Staram się jak mogę do niego nie przywyknąć, bo się go trochę chyba boję. Ludzie zranili mnie parę razy, więc teraz robię wszystko, żeby się do nich nie przyzwyczajać, nie ufać nad wyraz, nie snuć planów. Dzisiaj się potknęłam. Pierwszy raz na tych studiach czuję, że byłam zbyt pewna siebie i to mnie zgubiło. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że akurat takie studia, na jakie się zdecydowałam będą nieraz powodowały gorszy ból niż ten, kiedy po prostu nie patrząc pod nogi potykasz się i lecisz wprost przed siebie. I o dziwo, to ta świadomość mnie podnosi, pomaga otrzepać dłonie i się podnieść. Pewnie minie parę dni zanim moja skóra uzupełni ubytek, ale zagoi się na pewno. Pewnie przetrzymam na tych studiach wiele cięższych upadków, bo sukces rzadko wygląda jak prosta liniowa. Mimo wszystko, pierwsze zawiłości są tymi najtrudniejszymi do zniesienia, bo jeszcze sama nie jestem siebie na tyle świadoma co jestem w stanie znieść. Więc kiedy dzisiaj się potknęłam, moja akademicka rodzina chyba podświadomie to wyczuła. Wróciłam nieco zjechana psychicznie po tym dniu i były tu osoby, które czekały na to, żeby wyprostować mi dumnie plecy, wywołać uśmiech na twarzy i przypomnieć, że to nie jest przypadek, że tu jestem, a takie potknięcia się najzwyczajniej zdarzają. Studia, a z pewnością pierwszy rok wyzwalają w ludziach potrzebę opieki kimś. Nagle znajdujemy się sami w tym dorosłym świecie, gdzie trzeba pamiętać o kupieniu pasty do zębów, bo nikt za nas tego nie zrobi. I chyba dlatego staramy się budować tu nasz mały dom, tworzyć swój świat na nowo, opiekować się kimś, żeby nie czuć się tak samotnie. Ja sama czuję, lub czułam, nie umiem powiedzieć, tą potrzebę. Czułam, że mój świat się trochę zmienił i cholernie potrzebowałam mieć więcej SWOICH ludzi, ale to bez sensu. Lepiej znoszę nawet lekkie poczucie samotności, niż oczekiwanie na ruch drugiej osoby. Uczę się, że nawet jeśli ktoś wydaje się być na prawdę świetną osobą, ciekawą, wartą poznania, to nie mogę czekać, aż się odezwie, aż też to poczuje. Pewnie nie zawsze czuje się to jednocześnie. Muszę tylko jeszcze nauczyć się przestać czekać. Bo niby to bez sensu, ale co, jeśli okazało by się, że to jednak jest tego warte? Więc czekać, czy nie czekać?

czwartek, 22 stycznia 2015

Na pierwszym roku studiów medycznych poznałam uczucie, jakiego w liceum nie doświadczyłam - wrażenie przepalenia mózgu.

niedziela, 18 stycznia 2015

Po pierwszym kolokwium z anatomii.

Uczę się dalej. Anatomii, histologii i ludzi. Ludzi najbardziej. Czuję, jak buduje mnie każda nowa znajomość. I czuję, że się zmieniam. Z każdym dniem kocham te studia coraz bardziej. Siebie też.
Mam nieraz wrażenie, że moje życie jest trochę jak układanie puzzli. Próbuję nowych rzeczy i sprawdzam czy pasują do mojego obrazka. Bawię się przy tym tak świetnie. O to im chodziło, kiedy mówili, że studia to najlepszy czas w życiu? Bo jak narazie - mają rację. :333