piątek, 10 marca 2017

Śmieszne, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu (tak śmieszne, jak śmieszne wydaje się być postrzeganie różnych spraw przez ludzi wychowanych w innych światach - ten sposób śmieszności), jak wolność znaczy dla każdego z nas co innego. Czuję wolność w tych chwilach poza sesją, kiedy sama wybieram czego i jak dużo się uczę. Wolność to rozpięta kurtka i szalik luźno wiszący na moich ramionach, warkocz niedbale porządkujący moje długie włosy, albo luźny sweter i kawa w dłoni na wiosennym spacerze w słońcu. Wolność, kiedy wtulam się w moją ukochaną osobę na łóżku i mogę pocałować ją w czółko. Wolność, kiedy korony drzew porusza wiatr niosąc ze sobą (no, własnie) ten zapach znaczący dla mnie słowo klucz dzisiejszego wywodu - wolności. Bo las daje to poczucie. Jak byłam mała ciocia Zielona nauczyła mnie piosenki, śpiewanej tylko w lesie, o mrówce, która idzie "cichuteńko i śpiewa sobie tak" - tu następował zawsze ten moment, kiedy mogłam wykrzyczeć się za wszystkie czasy. I to też zawiera w sobie wolność - wyrażanie emocji. Moment, na którym łapie mnie mój najlepszy człowiek świata - kiedy uśmiecham się i zamykam oczy, ciesząc się ze słońca. Wolność to taka chwila, kiedy uśmiecham się do samej siebie idąc ze słuchawkami w uszach. Bo życie jest piękne. Po prostu. Sęk w tym, że najmocniej to czuję, kiedy myślę o wolności, właśnie.