wtorek, 10 kwietnia 2012

Ktoś mi bliski pomógł mi dziś zrozumieć, że nie tęsknię za osobą, a za wspomnieniem. Zakopanie go jak najgłębiej nie jest dobrą opcją. Najzwyczajniej na świecie nie wychodzi. Właściwie, to popieprzone. Nie mam najmniejszej ochoty na utrzymywanie miedzy nami jakichkolwiek kontaktów, bo nie chcę, żeby do reszty pogłębiało się moje rozczarowanie tym, jak ludzie moga się diametralnie zmienić. Jakbym starała się uchronić samą siebie przed odebraniem sobie kolejnej porcji wiary w ludzi. Osoba z moich wspomnień odeszła, jakby umarła, a ja wciąż nie zasypałam jej ziemią. Stoję i wgapiam się w dół, który sama kopię coraz głębszy. Czytam rozmowy sprzed 5 miesięcy, noszę pierścionek, słucham muzyki, jak zwykle, kiedy mam poważną rozkminę, palę chodząc w kółko, jakby pomagało mi to w skupieniu się. Dopeiro teraz widzę, jak na próżno było mi szukać tych wspomnień w nowszej wersji Ciebie. To bez sensu, ale lepiej mi z tą świadomoscią. Wiem przynajmniej, że nic nie chcę zmieniać. W książce, którą czytam, sposobem na uwolnienie się od wiecznie prześladujących wspomnień było powtórzenie ich. Okazało się jednak, ze bohaterowie spotkali się z ogromnym rozczarowaniem. Rozmowy nie miały juz takiego sensu, jak wcześniej, a oni sami mieli ogromny problem z komunikacją, zrozumieniem siebie nawzajem. I to im pomogło. Rozczarowanie. Mi nie, więc szukam dalej swojego sposobu. I uzbrajam się w cierpliwość, bo narazie obrazy przeskakują mi przed oczami jak slajdy, czuję zapachy, słyszę dźwięki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz