niedziela, 24 maja 2020

Opowiem Wam historię.
Historię o dziewczynce, wróżce i elemencie X.
Historia zaczyna się dawno temu. Dziewczynka przez wiele lat kształtuje swoje wartości, szuka samej siebie. Podejmuje parę złych decyzji, które ostatecznie wychodzą jej na dobre - uczy się słuchać głosu swojego serca, nie bacząc na to, co świat mógłby o tym pomyśleć. Dorasta, kształtuje ją doświadczenie zdobywane przez baczne obserwowanie świata wokół. Uczyła się co znaczy siła, kiedy zostawała z czymś sama. W takich warunkach charakter wyrabia się jak plastelina. Naznaczona duchami przeszłości, wiatrem muskającym jej twarz w górach, muzyką, która od zawsze była nieodłącznym elementem - stworzyła samą siebie. Nie myślcie sobie, bohaterka tej historii zawsze wiedziała, że jest wiecznym work in progress, że ma jeszcze przed sobą długą drogę przemian, które przejdzie, czy sytuacji, które wydarzą się tylko po to, żeby boleśnie wskazać jej palcem nad czym musi jeszcze popracować. Bo chociaż zawsze doceniała samą siebie, pokora nie odstępowała jej o krok. I tak płynęło jej życie. Mając świadomość, że znalazła pasujący do jej układanki element - dowiedziała się w czym czuje się najlepiej, czemu chciałaby poświęcić swoje zawodowe życie, pamiętając, że niewiele osób ma to szczęście, prześladowała ją jedna myśl. Myśl, że próżnością byłoby oczekiwanie od życia, żeby spełniło się jeszcze jedno jej marzenie - o spotkaniu swojej bratniej duszy. W końcu kimże by była, gdyby dostając od losu taki dar jak spełnienie marzenia kreowanego od dawna, o zostaniu lekarzem, miała czelność prosić o więcej. Wiemy wszyscy jednak, że marzenia, nawet skrywane głęboko, nie dają o sobie nigdy zapomnieć. Więc wierzyła. Nie prosząc. Nie oczekując. Bardzo podobało jej się to, kim się stała. Znała w końcu swoje słabości, ale znała też siłę. Kochała samą siebie zmęczoną w górach, empatyczną w stosunku do pacjentów, kopiącą piłkę z 6latkiem, płaczącą, gdy coś ją przerastało, zawieszającą się na sekundę, gdy widziała coś, co potrafiło ją zauroczyć, doceniającą te malutkie chwile, które potrafiły w niej rozpalić ciepło w duszy. I obiecała sobie, że nie pozwoli światu jej zmienić.
Dziewczynka wróciła do domu rodzinnego. Los dał jej dodatkowy czas, bez studiów na głowie, kiedy mogła pierwszy raz od wielu, wielu lat, spędzić wiosnę na dworze. Wąchając mijane kwitnące drzewka owocowe, leżąc na trawie, czytając książkę w słońcu. Czas na potwierdzenie sobie w głowie tego, kim się stała. I poczuła wtedy, że przecież od zawsze jej motywacją, żeby zostać lekarzem była nieograniczona ciekawość drugiego człowieka. Podjęła więc decyzję, że nadszedł czas, żeby poznać ludzi. Świat, w którym żyła pozwolił jej zrobić to bez wychodzenia z domu.
I tu zaczyna się fragment historii, w którym najwyraźniej już od początku wspomniana wyżej wróżka czekała na dziewczynkę. Ale, jak to przyjęło się w bajkach, bohaterka naszej opowieści nie była tego wtedy świadoma. Cóż więc takiego zrobiła wróżka? Patrzyła znad jej ramienia jak dziewczynka reaguje na element X. Widząc, że dziewczynka ma wreszcie siłę być sobą, traktować coś zupełnie na luzie, nie przejmując się zupełnie co będzie jutro, rzuciła na nią czar. W noc jej urodzin. Wiecie, rzecz w tym, że z wróżkami trzeba bardzo uważać. Niby to wiedziała, ale lekcja musiała się odbyć. Nie uciekłaby przed nią. Wróżka rzuciła magiczne zaklęcie, które sprawiło, że dziewczynka wpadła po uszy. Niebezpieczne? Tak. Zranienogenne? Bardzo. Nierozsądne? Otóż jak. Ale tak się uczymy.
Wróżka zabrała ją więc na wycieczkę. Zaczarowała jej postrzeganie elementu X. Chcecie pewnie wiedzieć, cóż takiego się stało? Dziewczynka, porażona siłą rzuconego zaklęcia, o zgrozo, oddała wróżce rozsądek. Przehandlowały to w zamian za parę niesamowitych, poruszających, emocjonalnych wieczorów.
Kiedy dziewczynka to zrozumiała?
Kiedy obudziła się w niedzielny, chłodny poranek, 6 tygodni później. A wróżki nie było już obok. Zniknęła, razem z tym stworzonym przez nią czarem, a wrócił na swoje miejsce rozsądek. Dziewczynka robiąc sobie kawę nagle wybuchnęła śmiechem z zażenowania. W psychiatrii używa się określenia, że pacjent ma, bądź nie, wgląd w swoje myśli - czy jest w stanie racjonalnie uznać, co jest realnym światem. Dziewczynka uzyskiwała wgląd od 3 tygodni. Musiała parę razy jeszcze zrobić parę żenujących ją dzisiaj rzeczy, ale czar nie pryska tak łatwo. Rozsądek nie wraca tak łatwo.
Dziś rano miała ochotę schować głowę pod poduszkę ze wstydu, ale nie zrobiła tego. Zamiast tego uśmiechnęła się pod nosem - wróżka chciała jej przecież pokazać, że nie można ufać jej czarom. Dlaczego? Bo przestała być sobą. Czy dziewczynce jest przykro? Nie. Jest szczęśliwa. Odrobiła tą lekcję. Prędzej czy później musiałaby to zrobić. I myślę, że o to wszystko jej chodziło. Żebym po 6 tygodniach od nocy swoich urodzin obudziła się, śmiejąc się z całej sytuacji. I żeby ten uśmiech mi z twarzy nie schodził.

sobota, 23 maja 2020

Danie samej sobie buzi w czółko pomogło. Wróciłam właśnie do domu, cała mokra, ale jaka szczęśliwa. Wreszcie, po tylu miesiącach odwiedziłam miejsce, za którym tak tęskniłam. Wypiłam wino na górnym balkonie. Wokół byli ludzie. Przeszłam się z kumplem po starym mieście, żeby nacieszyć się widokiem miasta wracającego do życia. Jak ja lubię to miejsce. Boczne uliczki odchodzące od rynku, szczególnie dziś, kiedy pada, mają w sobie tyle uroku - knajpy przyozdobione na zewnątrz lampkami, dającymi uczucie ciepła w serduszku, kiedy stajesz na sekundę, żeby złapać się w głowie na mówieniu kolejny raz "jak uroczo".

wtorek, 12 maja 2020

Zalewa Cię fala. Ale wierzysz, że wszystko dzieje się po coś. I wstaniesz. Zawsze wstajesz. Choćby fala wydawała się być większa, niż mogłeś się kiedykolwiek spodziewać. I chociaż może się wydawać, że Twoje mury zbudowane są ze słomy. Nie są. Nie można samemu w to zwątpić, że dobre serduszko i bezgraniczna wiara w ludzi to nie jest słabość. Bo nie jest. To siła. I możesz dać tej fali Cię wciągnąć,  kiedy czujesz się za słaby na walkę, ale w głębi nie możesz stracić wiary, że za pozorną granicą ze słomy jest mur, którego nie dasz światu nigdy zburzyć. Nigdy. A jak zapominasz, to Eldo Ci przypomni - "Co by świat Ci nie zrobił, tam zawsze będzie się paliło."  
Więc płaczesz, ile potrzebujesz. Bo znasz siebie na tyle, żeby wiedzieć, że musisz sobie dać przestrzeń, w której masz pełne prawo przerobienia wszystkiego, co Cię dotyka. Bo tylko tak wstaniesz. Odtwarzam w głowie scenę z pięknego filmu i przypominam sobie, że musisz sobie na to pozwolić, żeby nie skończyć mając 30 lat, będąc już na tyle zjedzonym przez emocje, że nie będziesz więcej gotów być znowu całkowicie sobą, pozwolić sobie spuścić gardę.
Tylko tak zachowasz swoją wrażliwość i empatię na przyszłe znajomości. I to jest w porządku. Powiedzenie na głos, że zraniło Cię coś, co innej osoby mogłoby nawet nie zawiesić na sekundę, to znów - nie słabość. Ty tak odbierasz świat. I to jest w porządku. Jasne, że płaczki będą w życiu częściej. Ale to jest cena za wrażliwość, której nigdy nie chciałabym stracić.
I jest jeszcze jedna kwestia, która daje siłę - brak złych emocji. Nie stawianie krzyżyków, nie przekreślanie drugiego człowieka. Musisz umieć wyznaczyć granice tego, jak pozwalasz się traktować, ale nigdy, przenigdy, niech nie będzie w tym oceniania drugiej osoby.
I pozostawanie wiernym samemu sobie. Swoim wartościom. Ostatecznie, musisz wyjść na zero przed swoim własnym sumieniem. Jeśli tam masz spokój, zdanie kogokolwiek na ten temat nie ma znaczenia.
Wszystko będzie dobrze. Daję sobie samej buzi w czółko i otaczam samą siebie w wyobraźni silnym ramieniem. Wszystko będzie dobrze. Wszystko dzieje się po coś.

sobota, 25 kwietnia 2020

Wiesz, jakie to uczucie kiedy jesteś promyczkiem, masz rumieńce na policzkach i czujesz się rozpalony, a dajesz na siebie wylać wiadro zimnej wody? Jak niebo.
Ale potem osuszasz swoje zmoczone włosy lekko ręcznikiem, otrzepujesz łapki, które lekko Ci się ubrudziły, wyciągasz wnioski i obiecujesz sobie coś w głębi serca. Nie przestanie mnie chyba nigdy (oby!) zadziwiać piękno codziennego uczenia się siebie, ludzi i świat wokół w ogóle. Idziesz spać, a budzisz się z ułożonym w głowie elementem, który może emocje Ci przesłaniały, może zamknięty umysł, trudno mi chyba powiedzieć. Najważniejsze, że na swój sposób coś zrozumiałeś. Czy dobrze? Nie wiem. Ale liczy się, że robisz krok do przodu. A może w tył?

poniedziałek, 13 kwietnia 2020




taka chwila, w której nie potrzeba Ci rozmowy. najchętniej zaszyłbyś się w taki dzień w domku ukrytym wśród kwitnących teraz mirabelek. zaparzyłbyś ogromny dzbanuszek herbaty. część dnia spędziłbyś na powolnym budzeniu się do życia. byłaby cisza. świat byłby dziś dla Ciebie spokojny. Łagodny. I dobry, w najczystszej postaci. Usiadłbyś przed domem na wygodnym fotelu wiklinowym, na którym położyłbyś poduchę. potrzeba Ci dziś komfortu. i spokoju. na stoliczku obok, zrobionym własnoręcznie z drewna, położyłbyś wielki kubek herbaty. kubek, który przywiozłeś z wyprawy, do której często wracasz w głowie odtwarzając podmuchy ciepłego, wieczornego powietrza, zapachy i poczucie ogromu świata wokół Ciebie. chwilę byś się nad tym zamyślił. a potem założyłbyś słuchawki, wyprostował nogi, oparł je na ustawionym specjalnie po to fotelu naprzeciw. miałbyś na sobie klasyczne jeansy, takie, które znasz ze starych filmów. takie, w których zawsze wyobrażałeś sobie siebie majsterkującego, otoczony zapachem drewna, skupionego, mającego swój świat. flanelową koszulę w kratę, która kojarzy Ci się z kimś ważnym i kamizelkę, to chłodny dzień. znasz siebie na tyle, żeby wiedzieć, że nic Ci dziś więcej nie potrzeba, a kontakty z ludźmi są w takie dni zbyt energetycznie wyczerpujące. jest w Tobie pewien rodzaj łagodności, ale wiesz, że musisz pobyć dziś sam. i wiesz, że to jest okej. nic się nie dzieje, ale jest w Tobie coś, co wymaga wzięcia oddechu od życia, od emocji, od świata. wiesz, że nic tak nie kochasz, jak ludzi, ale może taki dzień to sposób na okazywanie miłości i szacunku samemu sobie? wracając do środka wziąłbyś pare kawałków drewna, które parę dni temu przygotowałeś. potrzeba Ci ciepła. zadbałbyś o to, a potem poszedł przygotować sobie drinka. usiadłbyś na przeciwko ognia, oparł nogi, przybrał wygodną pozycję i słuchał czegoś, co tak Ci współgra z takim dniem. zamyśliłbyś się chwilę. pomyślałbyś, że tak miało być. i że tak jak jest, jest okej.