piątek, 20 czerwca 2014

Lover of the light.

Jest we mnie pewien dziwny rodzaj zaskoczenia. Szukam go wśród przyjaciół, ale wydaje się, że dopadł jak narazie tylko mnie. Kiedy każdy przyjmuje kolejne wyzwania stające na swojej drodze jako naturalną kolej rzeczy - ja nie mogę się nadziwić, że jestem już w tym miejscu. Tkwi we mnie chyba wciąż dużo z dziecka. Co chwilę oglądam się za siebie i nadziwić się nie mogę, że nie dość, że już jestem pełnoletnia, to już nawet skończyłam liceum. Nie podoba mi się to. Może nie tyle fakt ukończenia liceum, ile tego, że coraz wyraźniej widzę na horyzoncie większą odpowiedzialność, nowy dom (a miasto, w którym będzie się on znajdował pozostaje dla mnie wciąż zagadką), nowe środowisko. Wszystko, cholera, nowe. Kiedy mi tak dobrze. Boję się trochę. Czuję, że nie pogodziłam się ze wszystkimi moimi doświadczeniami nabytymi w przeszłości. To wszystko tkwi we mnie i nie daje mi się cieszyć z tego, co przede mną. Chyba powinnam być podekscytowana. Nie móc się doczekać tego, co dokładnie za 165 godzin wyświetli mi się na jakiejś stronie. Wyniki matur. Stop, stop, mogłabym jeszcze poczekać? Mi jest przeciez teraz naprawdę dobrze. Ja nie potrzebuję nowych wrażeń, stresu. Stawiam powoli małe kroki w stronę dorosłości. To chyba chore, że mając 18 lat już zdaję sobie sprawę z tego, jak będę tęsknić za tymi czasami. A może to dobrze?