niedziela, 31 marca 2013


I enjoy living alone immensely.
With the exception of when I am sick.

Or, maybe I like being able to crawl around in sweat pants, with messy hair and be messy. But, I don’t like pressing my cold hands to my hot forehead, or dragging my small mattress to the ground and throwing all the pillows and blankets on it to create a nest that is just a substitute for someone holding me.

 I enjoy being able to cough, and sneeze without thinking that it sounds gross.But I don’t enjoy brewing a single cup of tea. Or watching movies I would much rather watch while being cuddled. 

I don’t like to share my weaknesses with people, but a lot of me wants to be able to share that side of myself with someone. With someone who will just be, with me, on a nice Monday night in March, and keep me company while the meds kick in.

Who will run out for a box of the extra soft tissues because I only have the bargain brand that makes my nose all red.

Yeah, or maybe I really just like living alone.
Recently I’ve learned that you can’t wait around for life to be good for you, you have to make it good for yourself with the resources that you have. That’s why you could own the whole entire world but if you don’t have the drive and urge to make your life special then you own absolutely nothing in the end.

sobota, 30 marca 2013

Obiecuję sobie, że przynajmniej raz w życiu będę na Festiwalu Kolorów. Jest to święto radości i wiosny obchodzone w Indiach, kiedy organizowane są parady, ludzie obsypują się kolorowym proszkiem.

czwartek, 28 marca 2013

Odkryłam ostatnio najlepsze możliwe połączenie - pysznej czekolady popijanej mocną, czarną kawą. I chociaż za każdym razem sobie obiecuję, ze nastepnym razem wybiorę czekoladę nieco zdrowszą od typowej Milki, to i tak kończy się tak samo. Trudno ukryć, że czekoladę kocham najmocniej na swiecie (zaraz po Panu Idealnym, rzecz jasna!). I chyba największym wyzwaniem byłoby w zimę (obecną wiosnę) z niej zrezygnować. Dlatego zamiatam pod dywan, jak długo mogę ten pomysł pozbycia się paru kilogramów ;>>

"Podróż jest stanem stopniowego uwalniania duszy.
Rozpoczyna się oddaleniem od miejsca, gdzie codzienność wymaga kontrolowania myśli, racjonalnego podejmowania decyzji, przewidywania konsekwencji i używania odpowiednich słów.
Przez pierwsze trzy dni świadomość ulega wyciszeniu i coraz mniejsza staje się gotowość reagowania na żądania zewnętrznego świata. Rośnie natomiast potrzeba zaspokojenia własnych wewnętrznych oczekiwań, które bardzo długo leżały przysypane i przyduszone codziennością.
Wtedy rozpoczyna sie też wyprawa wgłąb własnej duszy.
Nie trzeba już zmuszać swoich myśli do koncentrowania się na jakiejś "bardzo ważnej sprawie". Myśli same odnajdują właściwy kierunek i jeśli im tylko pozwolisz, zabiorą Cie na fascynującą wyprawę do wnętrza twojej duszy.
Uwielbiam ten stan"
Beata Pawlikowska.

poniedziałek, 25 marca 2013

Kolega dziś przypomniał mi coś bardzo ważnego - prawdziwi mężczyźni nie pozwolą nigdy pójść swojej dziewczynie spać smutnej.

niedziela, 24 marca 2013

Nie lubimy przyznawać się przed innymi do błędów, słabości, porażek. Wystarczy nam, że sami mamy tą okrutną świadomość, ze daliśmy ciała. Ale cholera, pokomplikowało się. Wyobraźcie sobie sytuację - jesteście zakochani w kimś, komu z natury wszystko się udaje; jeśli na czymś mu zależy, zdobywa to; jeśli uważa, ze ma racje, nie odpuści, póki tego wszystkim nie udowodni. Wielki pan idealny. Nie ironizuję, broń Boże, to po prostu troche tak wygląda. I ja. Jeden wielki chaos, zamieszanie, małe zwycięstwa, troche porażek. Przyznać się do jakiejś porażki przed panem idealnym - to zadanie nie do wykonania! Kocha, jak kocha, nie wątpię, ale mi nieraz po prostu głupio bywa, ze Pan Idealny zakochał się w takim jednym, wielkim chaosie.

niedziela, 17 marca 2013

Nie wierzę, że ludzi można znać na wylot. Nie wierzę nawet, że ludzi można znać bardzo dobrze. Znamy zazwyczaj tylko jedną stronę. A nawet, jeśli znamy też i tą złą, wierzymy, że ktoś, kto nas tak kocha nigdy nam jej nie pokaże. Tylko co znaczy "kochać", kiedy masz 17 lat..

sobota, 2 marca 2013

Medytacja polega na wyciszeniu myśli, na skupieniu sie na tym, co ma nam do powiedzenia nasze ciało. Skupiamy uwagę na oddechu, myśli same odchodzą, podczas kiedy my wizualizujemy sobie drogę, jaką pokonuje wciągnięte przez nas powietrze. I uważam, ze to działa na takiej samej zasadzie jak znienawidzony przedmiot - niecierpimy go, dopóki nie zaczniemy go analizować, spędzać więcej czasu, żeby go zrozumieć - a wtedy zaczynamy go kochać, aż stajemy się najlepsi i nie możemy wręcz uwierzyć, jak to możliwe, że nie było tak od zawsze! Skupiając się na oddychaniu zaczynamy nabierać swojego rodzaju szacunku do ciała, w którym żyjemy. I chcemy go słuchać - jak nauczyciela. To ono, nasze ciało, wie przecież najlepiej, czego potrzebuje. Chodzi tylko o to, zeby nauczyć się być otwartym na jego rady, upodobania, zachcianki, ktore tak często mylimy (niedobór witamin czy odwodnienie mylimy z ochotą na coś niezdrowego np). Kiedy zaczniesz słuchać swojego ciała, Twoje życie może się bardzo zmienić. Nie. To Twoje postrzeganie go się zmienia. I ucząc się szacunku do samego siebie, wchodzisz na drogę odkrywania własnego "ja". Wiele wyraźniej widzisz kim chcesz być, co chcesz osiągnąć, co daje Ci szczęście, a co je odbiera. Wierzysz w siebie, wierzysz w innych. Myślisz pozytywnie o sobie, myślisz pozytywnie o innych. Nie ma w Tobie pretensji do samego siebie, nie ma do całego świata. Polecam, jak najbardziej. Spróbujcie nauczyć się słuchać, a ciało z pewnością Wam za to podziękuje.