środa, 15 października 2014

Pzn

Dotarłam do celu. W drugim tygodniu października dostałam wreszcie telefon z uczelnii, na którą tyle czekałam. Popłakałam się, chyba głównie przez świadomość tego, że skończył się ten przeklęty czas niewiedzy gdzie spędzę najbliższe minimum 6 lat.
I o to jestem. Miasto jest przepiękne. Choć mojemu sercu wciąż bliżej do Wrocławia, niż Wielkopolski, jestem zachwycona. Zachwycam się jak dziecko każdym kolejnym pięknym widokiem. Przy tak pięknej polskiej jesieni wiele mi nie potrzeba - wystarczają piękne kolory drzew, dywan ze złotych liści, świetna muzyka w uszach i czuję się spełniona. Uśmiecham się mimowolnie najszerzej jak umiem, czuję się przez to zawsze trochę durnie na ulicy, ale halo, przecież jest TAK PIĘKNIE. Jestem już spokojna, szczęśliwa. Ze szczerym uśmiechem na ustach wchodzę w studencki świat kojarzący mi się już z zapachem formaliny.
Jak przypadło na typową pierwszoroczną studentkę medycyny - fartuch noszę wyprostowana i pełna podekscytowania. Wyuczone nazwy łacińskie używam przy każdej możliwej okazji, a paski od moich torebek powoli zaczynają już powoli pękać od grubości przenoszonego w nich atlasu. Nie ma w tym jakiejś zuchwałości - czuję po prostu, że spełniam swoje ogromne marzenie. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czułam, że gdzieś tak przynależę, że pasuję, że to właśnie TO.
Mam swojego anioła stróża przy sobie, poznaję kolejne świetne osoby, nie ogarniam zarządzania pieniędzmi, mieszkam z dziewczyną z Kazachstanu w pokoju
Ucałowuję i każdemu życzę takiego poczucia spełnienia, jakie nawiedziło mnie w tym przepięknym, zaczarowanym mieście!