poniedziałek, 1 lutego 2021

Update.

 Pamiętacie jak przed dziesięcioma miesiącami zaczynała się pandemia, była prześliczna wiosna, a zdecydowana większość z nas na początku z nieukrywaną ciekawością obserwowała każdego dnia licznik zakażeń? Czuje przyjemne ciepło w brzuszku wspominając tamte dni. Mimo wszystko, to był dla mnie super czas. Kończenie studiów w warunkach rozkręcającej się pandemii było, nie ukrywajmy, bardzo korzystną dla studenta sytuacja ;> Wiecie z czym mi się tamten czas najsilniej kojarzy? Z zapachem kwitnącej jabłoni. Z czytaniem książek w ogrodzie, z kawką pitą na spokojnie. O, to słowo klucz - spokój. To był znak tamtej wiosny. Slow life. Chwila oddechu. 

Rozpoczęcie pracy na oddziale ratunkowym w czasie pandemii było dodatkowym wyzwaniem. I wiecie co? Nigdzie indziej nie chciałabym być. Mija pół roku, a ja czuję się tam za każdym razem jak wtedy, kiedy promienie słońca sprawiały wiosną, że mrużąc oczy na twarzy rysował mi się uśmiech. Czy czuje się zaszczycona, kiedy zdaję sobie sprawę, że mam pracę, której dzień przed każdym dyżurem nie mogę się doczekać? I to, kurwa, jak. 

Chwyciłam Pana Boga za nogi, wybierając tą działkę medycyny. I wiecie, kiedy spotkacie mnie w najlepszym humorze? Kiedy po 8 rano wychodzę po nieprzespanej nocy, z przekrwionymi oczami, spełniona as fuck. 

Nowy etap życia zaczęłam od przeprowadzki w część Poznania, w której dotychczas mnie nie było. Mała zmiana, która pozwala na nowe odczucia. Piękne okolice do biegania. Lasy na spontaniczne wyjazdy na kawki - pooddychać zapachem iglaków. Wielki balkon z widokiem na pół miasta, na którym w ciepłe wrześniowe poranki mogłam gościć przyjaciół na placuszki z bekonem i syropem klonowym, a wieczorami owijać się kocem i pić winko.

Dobrze jest, jak jest. Ale brakuje mi tego slow life'u z tamtej wiosny. Brakuje mi spędzania pół nocy na dworze, obserwowania Starlinków. Brakuje wrażenia, że mam 16 lat.