poniedziałek, 31 grudnia 2012

Zapiera mi dech w piersiach na ten widok. Marzyłam o takim widoku Nowego Jorku, odnalazłam raj we Wrocławiu. Siadamy na najwyższym punkcie, włączam Coldplay'a - zadna inna muzyka nie ma dla mnie w sobie tyle emocji. Odpalamy papierosy i zaczynam wylewać z siebie wszystko, co siedziało w nas od paru miesięcy. Wypływa to ze mnie z tak ogromną łatwością, że aż jestem zaskoczona. Jestem taka szczesliwa, cholera, nie spodziewalam sie tego. Studenckie mieszkanie, w ktorym staram sie usnąć, bo spałam dzisiejszej nocy tylko godzinę, kolega włącza mi Dżem, bo nie mogę zasnąć. Czuję, jak cała ta atmosfera ich życia przenika mnie tak silnie. Za dużo rozkmin jak na jeden wieczór, o wiele za dużo. Oby jutrzejszy dzień, ta istotna data przyniosła oczyszczenie.

Miłej zabawy <3>

niedziela, 30 grudnia 2012




Jutro rano jadę do Wrocławia, już nie mogę się doczekać. Dzisiaj jeszcze mały Sylwester z Pati, ułożenie postanowień, podsumowanie tego wspólnie przy kawie.
Co do publicznego podsumowania tego roku - myślę, że był to dla mnie najbardziej dynamiczny rok w całym moim życiu. Wszystko wokól mnie zmieniało się z miesiąca na miesiąc, a ja starałam się jak mogłam nadążać. Mnóstwo rzeczy, sytuacji, ludzi, których mogę teraz wspominać z uśmiechem na ustach, ale też mnóstwo sytuacji, moich zachowań czy osób, o których wolałabym całkowicie zapomnieć. Ten rok przyniósł mi wiele skarbów, jak studencika, Pati, Wiktora, lepszy kontakt z Mery, Hubertem, Mackiem, czy Anią. Ludzie się zmieniali, ja zmieniałam się razem z nimi. Pozostanie we mnie masa wspomnień - Szwajcaria, Coldplay - jeden z najlepszych wieczorów w moim życiu, zakończenie wakacji ze studencikiem, pierwsza praca w wakacje, wieczory z tatą, których mam nadzieję nigdy nie zapomnieć, wszystkie chwile spędzone z Pati - oglądając Seks w wielkim mieście, czy pijąc kawe z miodem, każdy wspólny dzien, który wiele dla mnie znaczy. Każde wyjście na papierosa z Mery, każde odsłonięcie siebie, wspólne marzenia o Wrocławiu, każda wspólna podjarka, każdy moment, kiedy czułam, ze nie jestem w tym wszystkim sama. To wszystko działo się za szybko. Ten rok kształtował mój charakter, wszystkie obejrzane filmy, przeczytane książki, wszystkie dobre i złe doświadczenia, wszystkie kłótnie, wszystkie radości, momenty, kiedy chciało się piszczeć ze szczęścia. Rok temu obiecaliśmy sobie, ze to będzie "nasz rok" i chociaż bywało różnie, to był MÓJ rok.

Jak mówi mój tata, przede mną najważniejszy rok mojego życia, od którego zależeć będzie wszystko, co ma dziać się potem. Przy okazji zmiany nastawienia - nie tkwię za długo w rozmyślaniu nad minionym rokiem, a skupiam się na przyszłym. Do jutra mam czas na wyciągnięcie wniosków z tych 12 miesięcy, a potem mój mózg powinien się zablokowac i nie wracac więcej do negatywnych wspomnień.

Życzę Wam wszystkim jak najlepszego 2013 roku, jak najwięcej pozytywnych wspomnień, jak najwięcej łez szczęścia, odkrywania - siebie i świata,  samorealizacji, kształtujących Wasze charaktery chwil, jak najwięcej sportu, zdrowego odżywiania, wiary w siebie i w innych, jak najwięcej odwagi potrzebnej do spełniania marzeń, jak najwięcej błędów - bo nic tak nas nie uczy i jak najwięcej dobrej kawy :3 Do zobaczenia za rok :*


 




piątek, 28 grudnia 2012

Druga część "50 twarzy Greya" wciągnęła mnie jeszcze mocniej niż pierwsza. Moze to właśnie jest decydujący moment - kiedy pójdziemy na studia, dopiero wtedy zrozumiemy, kogo nam najbardziej brakuje, moze dopiero wtedy będziemy mogli ocenić ile ktoś dla nas znaczył. Poniekąd często używa się określenia "Jak stracisz, to docenisz". Czas pokaże.







sobota, 22 grudnia 2012

Ooookeeej, jestem w niebie :3 Dzisiaj przy kominku nadrabiamy zaleglosci prasy i czytamy ksiazki pijac goraca herbatke, a jutro pieczemy :3



piątek, 21 grudnia 2012

Żeby całował w czółko, żeby łapał dłonie i kładł je na swoim karku, żeby pokazywał, że mu zależy, żeby robił kakao w chłodne wieczory, żeby nie narzekał na palenie, żeby śmieszyły go mało śmieszne żarty, żeby był dobrze nam znany, żeby lubił góry, żeby dawał nieraz wpłynąć na swoje decyzje, żeby bronił przed wszystkim. A Ty będziesz mogła tak jak małe dziecko wtula się w ramiona matki, wtulić się w niego.

sobota, 15 grudnia 2012

Wczoraj obejrzałam "Big Love" i zdecydowanie mogłabym polecić ten film. Jakoś długo się zbierałam, bo chociaż ostatnio wychwalam wszystko co polskie - od filmów, przez muzykę, kulturę, patriotyzm i budzi się we mnie coraz większa ochota poznania najpierw skarbów Polski, a dopiero potem ruszania w świat, to  do polskiego filmu o miłości było mi trudno się przekonać. Chyba za sprawą tych wszystkich koszmarnych, polskich komedii romantycznych z Karolakiem, Figurą i Adamczykiem. Z wydaniem każdego następnego filmu tego rodzaju miałam jeszcze większą ochotę przekreślić polską kinematografię, aż nie zaczęłam oglądać polskich filmów związanych z moim najukochańszym tematem II Wojny Światowej. A jeśli chodzi o to, Polska nie ma sobie równych - jesteśmy najlepsi w pokazywaniu historii, dramatów ludzkich, cierpienia, ale też i mentalności ludzi tamtych czasów. Przyszła więc pora na "Jutro idziemy do kina", "Pokłosie", mój ukochany "Czas Honoru", czy "Katyń". Filmy, które wykreowały moje nastawienie do tego kraju, w jakiejś części mój charakter. Od filmów przechodzę w książki, które znów zachwycają mnie niesamowicie. "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej, książki - wywiady z Bartoszewskim, albumy Powstania czy najważniejsza dla mnie książka napisana przez brata mojego dziadka o ich oddziale. Temat głęboki, niesamowicie fascynujący i wciąż pełen rzeczy do odkrycia. Wracając do "Big Love" - to zdecydownie nie jest film dla dziewczyn zaraz po rozstaniu z chłopakiem, bo jak na moje oko gwarantuje przeryczaną noc i wmuszenie w siebie 3 z rzędu tabliczki czekolady. Ale dla wszystkich innych - jak najbardziej. Nie ma dla mnie historii filmowych, które "występują tylko w filmach", wszytsko może być czyjąć rzeczywistością. A miłość przedstawiona w tym filmie jest miłością tak potężną, że aż zastanawiam się, czy naprawdę bym takiej chciała. Toksyczna, pełna poważnych emocji, pełna złości, krzyku, namiętności, seksu i troski o drugiego człowieka. Po obejrzeniu czułam ogromną potrzebę wyjść, zapalić, posłuchać muzyki z tego filmu i przemyśleć go, bo koło takiego zastrzyku tak różnych emocji nie jestem w stanie przejść obojętnie.







poniedziałek, 10 grudnia 2012

Od zawsze wszyscy powtarzaja nam, zeby nie skupiac sie na zlych stronach, tylko na dobrych. Po 3 koszmarnych dniach postanowilam z tym cos zrobic. Zamiast wciaz wracac myslami do tego, czym ludzie nas osatnio zawiedli, lepiej spedzac ten czas w towarzystwie osob, przy ktorych dobrze sie bawimy, z ktorymi mozemy sie posmiac i dzieki ktorym w kazdym dniu jest cos fajnego. Wiecie, te osoby, ktore zawiodly chyba trzeba odstawic na bok. To moja chwila na to. Bo po co nam ludzie, ktorzy sami nie potrafia o nas powalczyc?

sobota, 8 grudnia 2012





























Wyciszam się. Piękna muzyka z wieży przypominająca mi Seks w Wielkim Mieście, wywiad z Pawlickim w nowym Elle, Chilli Zet, oszałamiająco piękna pogoda za oknem i TO SŁOŃCE.. Ależ mi dobrze.

piątek, 7 grudnia 2012

Facet, z którym mogę obejrzeć Sex w wielkim mieście, który potrafi słuchać jak nikt i z którym uwielbiam spędzać czas to prawdziwy skarb. Nie oceniajcie po pozorach, za cholerę nikt nie mógłby zarzucić mu braku męskości. Czuję się odrazu jakaś spokojniejsza.

czwartek, 6 grudnia 2012

Jesteśmy problemowe, podobno. Ale problemy nie biorą się znikąd. Wiecie, kiedy faceci mówią, że wciąż robimy z czegoś problem? Aż prosi się, zeby powiedzieć, że wtedy, kiedy im juz nie chce się go rozwiązywać. Przecież to wcale nie jest tak, że problemy pojawiają się dopiero po jakimś czasie - one są od  zawsze. Tylko na początku nie zwracaliśmy na nie uwagi zafascynowani sobą nawzajem. A potem jest wielkie ba dum i zaczyna się czas wiecznych kłótni, problemów, szukania winnego. Ale co, kiedy nikt do winy się nie poczuwa? Pora na jakąś przerwę? Trzymam kciuki, żebyście podejmowały decyzje, które przyniosą Wam szczęście - czego można chcieć więcej?
Za oknem pruszy snieg, a ja siedzac w grubych rajstopach ucze sie biologii. Usmiecham sie pod nosem za kazdym razem, kiedy biore lyk z kubka, ktory zachowalam jako pamiatke po mojej pierwszej darmowej lemoniadzie ze Starbucks'a w Zurychu tego lata. Przypomina mi o cieplych wieczorach, kiedy siedzielismy z Tarkiem nad Jeziorem Zuryskim pijac piwa i pokazujac sobie, jaka muzyke lubiny. Wieczory, kiedy staralismy sie z tych niewielu dni, ktore dane bylo nam razem spedzic poznawalismy sie najmocniej, jak sie dalo. Opowiadalismy sobie nawzajem swoje zycie majac nadzieje, ze to nie jest ostatnie lato, ktore spedzimy razem. Do nastepnego zostalo 7 miesiecy, a ja juz po cichu planuje, kiedy znow uda nam sie spotkac.

niedziela, 2 grudnia 2012

Powód, przez który wcześniej nienawidziłam świąt, teraz zniknął i cholernie nie mogę się ich doczekać. Pierwszy raz od 9-10 lat się z nich cieszę. Leżę w pokoju, słucham muzyki z Listów do M. i zachowując nieco siebie w tej (odmiennej) miłości do świąt - Coldplay'a. Jest półmrok, palą się świeczki, chociaż jest dopiero 17 jestem już ubrana w piżamę (równie świąteczną, a jakże), grube różowe skarpety, popijam gorącą herbatę. Co jakiś czas uraniam łzę szczęścia i uśmiecham się do siebie zdając sobie z tego sprawę.