niedziela, 2 grudnia 2012

Dzień mam własciwie wyjęty z życia. Połowa spędzona w łóżku, ale nie nazwałabym tego straconym czasem. Czerpanie przyjemności z odrobiny przyjacielskiej miłości jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Drugą połowę spędziłam oglądając Seks w wielkim mieście. Wieczór za to z pewnością należał do udanych. Wreszcie zobaczyłam się ze studencikiem. Najpierw koncert Stinga, a potem Listy do M. Nie wiem, jakim cudem ostatecznie się na to zgodziłam. Z pewnością podziałały na mnie chińskie rysy twarzy. Czerpię ogromną radość z kazdego spędzanego razem czasu. Doceniam, że mam blisko siebie ludzi, którym mogę opowiedzieć o wszystkim, co się u mnie dzieje, wywalać z siebie wszystkie żale i smutki, dzielić się z nimi radościami. Porozmawiać o wystroju wnętrz, wypić z nimi pare drinków, a teraz wreszcie będę mogła zacząć rozglądać się za jakimiś tanimi lotami w ferie.
Dostrzegam, że zniknęła we mnie jakakolwiek zawiść, życzenie innym czegoś złego. Nie chcąc utrzymywać już z kimś kontaktu wcale nie oznacza, że życzę mu źle. Wbrew przeciwnie - czytając notkę, w której osoba, będąca mi jeszcze niedawno bliska pisze, że jest mega szcześliwa uśmiecham się do siebie. To dobrze, że ludziom się układa po ich myśli. In the end, nie wszyscy jesteśmy dla siebie stworzeni. Chodzi mi tylko o to, żeby nie wymazywać wspomnień, nie zapominać, ile dla siebie znaczyliśmy, ile nowych rzeczy dzięki sobie poznaliśmy i ile w sobie zmieniliśmy dzięki osobom z przeszłości.
Przeglądając dzisiaj zeszyt T zauwazyłam ile jest tam rzeczy, które równie dobrze mogłyby się znaleźć w programie liceum. I zrozumiałam coś dla mnie bardzo istotnego. Nie możemy używać wymówek, że "nie chce nam się czegoś uczyć, bo nam się to nie przyda. Gdybyśmy byli na studiach uczylibyśmy się czegos zupełnie innego i wówczas by nam się chciało". Co za gówno prawda. Teraz, z nastawieniem, że uczę się w gruncie rzeczy zagadnień podobnych do tych ze studiów medycznych nie powinnam już nigdy więcej użyć mojej ukochanej wymówki. Rośliny i ekologia za nami, teraz wszystko, czego będziemy się uczyć będzie jeszcze dogłebniej poszerzane na studiach. 1800 osób, 220 miejsc. 16 miesięcy. Minimum po 83% z każdej matury. No dalej, bio-chemy, zmierzmy się i sprawdźmy, kto wygra spełnienie marzeń.
Dużo osób chce iść na medycyne, bo "dla nich po prostu nie ma innej drogi, zadnego planu b, żadnego innego kierunku". Niewielu z nas potrafi na tym etapie edukacji zrobić w głowie jakiś zarys tego, co dalej. Jaka specjalizacja, jak wyobrażamy sobie naszą dalsza pracę. Cieszę się, że ja do tych osób nie należę. Wiem, jak chciałabym, żeby wyglądało moje życie, jaką specjalizację chciałabym zrobić, co przez to osiągnąć, czym się w życiu kierować. Wiem, czego oczekuję od życia, z czym się zgadzam, a z czym nie. Jest jeszcze ogrom tematów, na które nie potrafię wypowiedzieć, nie wiem, jakie wino lubię najbardziej, ale wiem, że idę na tą medycynę z jakąś ideą. Z jakimś celem. Chcę ratować ludziom życie, chce dawać ludziom nadzieje, drugie szansy, kiedy ci nie będą już wierzyli, ze cokolwiek jest im w stanie pomóc. Chcę poświecać masę czasu na rzecz innych i nigdy, przenigdy nie chcę popaść w jakąś lekarską rutynę. Brzmi idyllistycznie? Spójrzmy więc prawdzie w oczy - jak tu osiągac cele bez zobrazowania ich sobie najpierw?

3 zeszyty, moja Biblia - Ville, książka i masa kserówek. Zyczę wszytskim udanej nocy.

4 komentarze:

  1. podejrzewam, że wiele osób z naszej klasy nawet nie wie jak dokładnie wygląda medycyna, a chce na nią iść, bo jest fajna... a plan b powinien mieć każdy. chyba, że ktoś jest A.T. i nie ma dla niego innej drogi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie zrozumialam ;> dla Ani nie ma innej drogi, nie moze pojsc na cos innego, bo mama jest lekarzem, a Ona sama dobrze sie uczy? Troche sie z tym nie zgodze, bo to takie szufladkowanie. Dla mnie jest mnostwo innych osob, ktore okreslilabym, ze dla nich nie ma innej drogi.

      Usuń