piątek, 20 maja 2011

Siadam przy stole, włączam laptopa. Wypiłam mrożoną kawę, zapaliłam, posłuchałam poleconej muzyki - Album "The kings of limbs" Radiohead. Jem jogurt malinowy.
Nasza historia rozpoczęła się pierwszego września 2008 roku, kiedy Mery nas ze sobą poznała. Nie wiem, jakim cudem, ale od tego momentu już się ze sobą zrzyliśmy, polubiliśmy. Pamiętam, jak wracając razem ze szkoły nabijaliśmy się podchodząc do starych ludzi, śpiewając im "give me some fish". I na tym momencie urywa się moja pamięć. Następnym momentem, który jestem w stanie sobie przypomnieć jest dzień, kiedy siedzieliśmy koło mostu kolejowego słuchając Almost Lover Fine Frenzy z mojej zielonej mp3, którą ja kochałam, dla Niego była brzydka. Miała swoją magię, kojarzy mi się z Nim. Każdego dnia poznawaliśmy się coraz lepiej, stopniowo spotykaliśmy się coraz częściej. Słuchaliśmy takiej samej muzyki, śmialiśmy się z tych samych rzeczy, kochaliśmy nasze poważne rozmowy. Oswajaliśmy się ze sobą coraz mocniej, otwieraliśmy coraz dogłębniej. Potem były wakacje, w które mam wrażenie wcale nie utrzymywaliśmy kontaktu. Z resztą tak jak wiele znajomych ze szkoły ma w zwyczaju. We wrześniu pamiętam, że wysłał mi smsa "Strasznie się od siebie oddaliliśmy, kotq". Nie wiem dlaczego tak zapadło mi to w pamięć. Ściął włosy, a ja miałam z tego niesamowity ubaw, bo fryzjerka do tego je wyprostowała. Boże, ale był z niego Justin. I znów powtórka z rozrywki. Kolejne otwieranie się przed sobą, tym razem jeszcze bardziej, jeszcze mocniejsze zżycie się ze sobą. Pierwszy raz powiedział mi, że jestem dla Niego przyjaciółką, kiedy wypaliłam 3 papierosy pod rząd, a Jego to zaniepokoiło. I tak myślę zaczyna się jeszcze bardziej nasza historia. Mam tylko problem z określeniem, czy było to zimą po 1, czy po 2 klasie. Nie wiem, naprawdę nie wiem. W czerwcu 2010 byliśmy już ze sobą bardzo blisko, ale naszym momentem, kiedy pokochaliśmy siebie nawzajem była wycieczka. Spędziliśmy razem całą noc. Teraz, keidy to wpsominam, pojawia się na mojej twarzy uśmiech. Spaliśmy razem w łóżku, ukrywałam się w Jego łóżku przed nauczycielem, wszystko miało tak neisamowity klimat, jak nic innego. Kiedy wracaliśmy, słuchałam Rachel Yamagatha "Be, be your love". Były wakacje, kiedy straciłam cos bardzo ważnego. Jesienią mieliśmy straszny czas, mieliśmy problemy. I wtedy pomyślałam, że skoro raz wygasło to, na czym tak niesamowicie mi zależało, drugi raz nie zniknie to już na długo. Przeżyliśmy przerwę od siebie na miesiąc, która była najlepszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Spotkaliśmy się, a On doceniał mnie jak nikogo innego, ja nie mogłam nacieszyć się wspólnym czasem, wciąż było go za mało. A potem był kwiecień. Odpieraliśmy to od siebie, szukając wymówek, ale pojawił się moment, kiedy oboje zrozumieliśmy. Zaczął martwić się za bardzo, lubić spędzać czas za bardzo, jak nigdy wcześniej, wszystko zaczęło kręcić się wokół nas. W którymś momencie się poddaliśmy. Daliśmy ponieść się temu, co miało być przed nami. I wiecie, to jedna z tych rzeczy, której nigdy nie będę żałowała. A bynajmniej jak na teraz tak nie jest. Wiem, że oboje tego szukaliśmy, próbując odnaleźć to w innych osobach, ale cholera, to ciągle nie było"to". Więc los postawił na nas. Jestem szcześliwa, jak nigdy wcześniej. Już na zawsze, cokolwiek się niedługo stanie będę Jego, a on będzie mój. Na zawsze pozostaniemy dla siebie osobami, wobec których będziemy mieć tak ogromny sentyment, jak w stosunku do pewnie, niewielu osób. Zawsze będziemy dla siebie, cokolwiek by się nie stało, bo z nikim żadne z nas nie czuje się lepiej, nikogo nie zna lepiej. Wystraczy jeden gest, a my wiemy, że któremuś coś doskwiera. To wszystko jest tak niesamowicie magiczne, że momentami nie mogę w to uwierzyć. Taka więź może być jedna na całe życie, więc nie marnujemy dłużej czasu, tylko enjoyujemy ten wspaniały czas razem.

5 komentarzy:

  1. ślicznie piszesz!!
    wieeele wieele szczęścia!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak pięknie napisane... Poproś zuzkę żeby zrobiła Wam zdjęcia, chętnie bym na Was popatrzyła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, chociaż nie sądzę, abym była pod takim względem uzdolniona ;>
    Niestety, oboje nie lubimy takich udawanych, pozowanych zdjęć par, więc myślę, że jedyne zdjęcie, jakie będziemy mieli wspólne będzie z jakiejś większej imprezy, zrobione przypadkiem, aniżeli robione świadomie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. to odważne pisać publicznie o takich rzeczach jak utrata dziewictwa

    OdpowiedzUsuń
  5. haha, żebyś wiedział/a, zbierałam się w chuj czasu.

    OdpowiedzUsuń