niedziela, 25 listopada 2012

Od dłuższego czasu chciałam zacząć traktować weekendy jako dodatkowe 48 godzin na naukę, żeby z niczym nie musieć się śpieszyć w następnym tygodniu. Co tydzień snuję plany ile to nie zrobię akurat w ten weekend, ale zawsze kończy się tak samo. Te 2 dni stają się odskocznią od szkoły, może delikatnie skosztuję jedynie tego, co powinnam przez nie zrobić. Bo bądź co bądź, nie możemy przecież zatracić siebie, bo "matura za 1,5 roku". Myślę, że już więcej nie będę zakładała ile to nie zrobię do szkoły przez weekend, a właśnie na odwrót - zaplanuję ile szczęścia sprawię sobie. Wczoraj był piękny dzień, kiedy oglądając Seks w wielkim mieście 2 jadłam naleśniki z nutellą, a popołudniu Pamiętnik Księżniczki 2 razem z Anią. I żeby nikt nie oskarżył mnie o trwonienie czasu - wieczorem przynajmniej ogarnęłyśmy mitozę i mejozę. Dzisiejszy dzień zaczęłam pracą domową z matematyki, ale kiedy otworzyłam niemiecki zdecydowanie stwierdziłam, ze no cóż, pora jeszcze nacieszyć się weekendem. Więc obejrzałam już 6 odcinków Seksu w wielkim mieście, zajęłam się typowo babskimi zajęciami, jak malowanie paznokci, i wsłuchując się w mądrości Carrie wypiłam 3 kawy. I chociaż czułabym się wspaniale, gdybym w weekend odrobiła wszystkie prace domowe na przyszły tydzień, nauczyła się na każdy sprawdzian, przebiegła ze sto kilometrów, jadła vegańsko i nie wypaliła ani jednego papierosa, myślę, że nie czułabym się tak wspaniale jak teraz - siedząc w piżamie, nieumalowana, zdecydowanie nie przygotowana na przyszły tydzień. Co najwyżej na wtorek - kiedy jestem umówiona do fryzjera, na to jestem psychicznie przygotowana na 5 z plusem! Przewiduję możliwość jutrzejszego rozwścieczenia pani od biologii, kiedy jak zwykle zapytana jako pierwsza zamiast odpowiedzieć, będę infantylnie bawiła się długopisem. Państwo wybaczą, ale odpowiedzieć w takiej chwili coś poprawnego graniczy z cudem. Serce bije o wiele za często jak na jedną minutę, a w głowie nie potrafię rozsądnie skleić do kupy wszystkiego, co wiem. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszlo, bo i tak się do siebie pouśmiechamy następnego dnia. Usta samoczynnie wykrzywiają mi się w szczery uśmiech na myśl o tym, że jeden z jutrzejszych niemieckich jest odwołany. To, co głównie chciałam dziś przekazać tą notką była rada, zebyście poświęcali samym sobie czas w weekend, bo jak tu naładować akumulatory na pełen niepotrzebnych kartkówek, odpowiedzi i sprawdzianów tydzień, jeśli nie nacieszymy się pięknym nic nie robieniem?

1 komentarz:

  1. Dobrze powiedziane! Olejmy biologię i niemiecki, cieszmy się matematyką, a najwyżej jutro pani R. nas zniszczy, zmiesza z błotem i będzie chciała wzywać rodziców, a pni K. się z nas pośmieje, a co!

    OdpowiedzUsuń