środa, 14 lutego 2018

Zawsze wydawało mi się, że angażujesz się w relację, wchodzisz w nią całym serduszkiem, kiedy pokazujesz drugiej osobie jak wyglądał Twój świat przed nią - kiedy otwierasz swoją przeszłość niczym tajemną księgę i dajesz z siebie czytać, z małym skrępowaniem, ale robisz to, bo chcesz żeby druga osoba miała choć namiastkę Ciebie, kiedy świat próbował, lub Ty sam, łamać Cię w pół. Byłam tego zdania całe moje świadome życie, bo czyż nie na tym opierały się i licealne przyjaźnie, i dziecięce znajomości? Na opowieściach. Kto, kiedy i dlaczego miało to na Ciebie taki, a nie inny wpływ. I wiesz, to nie było złe rozumowanie, istnieje w nim pewna nieodzowna logika. Kochałam być tą osobą, przed którą się te karty otwierało, przed którą mogłeś pokazać swoje najgorsze wspomnienia, żebyśmy mogli przerobić je razem. Jednocześnie czułam gdzieś tam w środku, robiąc to samo, jak stajemy się "swoi".
A potem obejrzałam film. Z pozoru - piernik do wiatraka, bredzę głupoty, bo film nie tyle o przeszłości był, co o pięknym postrzeganiu świata teraźniejszego. Ale! Dał mi dobitną lekcję. Przeszłość to tylko przeszłość. Nieważne.
I pierwszy raz w życiu pomyślałam, że głębię i zaangażowanie w danej relacji da się zbudować "tylko" na wspólnym przeżywaniu teraźniejszości. Na tych wybuchach śmiechu, bo oboje pomyślicie to samo. Na zdaniach, które wypowiadasz bardziej z nawyku, bo wiesz, że usłyszysz "wiem", żebyś tylko mógł powiedzieć "wiem, że wiesz". A ile w tym magii i uroku. Uwielbiam słyszeć "wiem, że wiesz" - to takie proste, krótkie zdanie dające wyraz bliskości między dwojgiem ludzi. Mózg z pewnością siebie wypowiada do Pinkiego zdanie "Bedziemy opanowywać świat". Okazuje się, że możesz chcieć opanowywać świat z kimś, kogo historii nie znasz, i ba, teraźniejszość z kimś takim może być na tyle komfortowa, że nawet nie odczujesz presji poznania jej. Raz na jakiś czas zdarzają się tacy ludzie, takie relacje. Wiesz, że gdybyś usiadł z kimś takim nad Sekwaną, piłbyś wino i słuchał gwaru paryskiej ulicy czułbyś się jakbyś wygrał życie. Gdybyś zgubił się w labiryncie rzymskich uliczek, bo tak ściągnęła Cię w nie grana na żywo muzyka, to ktoś taki usiądzie przy Tobie na krawężniku, da buzi w czółko i będzie się czuł spełniony. Bo tworzysz z nim najlepszą teraźniejszość, jaką chciałbyś w danej chwili tworzyć. A jeśli uda Ci się stworzyć coś takiego na co dzień - wiedz, że warto w to inwestować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz