sobota, 1 marca 2014

T.

Zyje sie tymi przedmiotami maturalnymi ciagle. Od jednego poranka do nastepnego. Od jednego wieczora do nastepnego. Rzadko zdarza sie przerwa. Znak stop dla mysli o maturze nie pojawia sie nawet, kiedy stoje pod prysznicem, ani kiedy szykuje sniadanie. Towarzysza mi ciagle, doslownie ciagle. Wiec kiedy spotykam sie z jedna z najdrozszych mi osob na swiecie, przyjacielem, ktory szedl dokladnie ta sama droga i celowal w te same studia mam chwile wytchnienia. Co jakis czas w naszej rozmowie przewija sie temat matury, zaliczenia z farmakologii czy nauczycieli, bo bez tego rozmowa bylaby chyba wrecz niemozliwa. Ale jest dla mnie wreszcie miejsce, odrobina tego czasu, kiedy moje serce czuje sie jak w domu. Moge pozwolic sobie na zahamowanie tych mysli, bo wiem, jak cenne sa dla mnie chwile z nim. I nie mysle wtedy o tym, ze powinnam sie teraz uczyc. To troche jest jak prezent. Miec kogos, przy kim czuje sie tak swobodnie i tak bardzo w odpowiednim miejscu, ze pozwlalam sobie skupic sie na celebrowaniu naszego wspolnego czasu, zamiast myslec o maturze. To jest dopiero szczescie.

1 komentarz:

  1. Jest niedzielny poranek, zaraz świta, a w głośnikach leci Sting - Fields of Gold. Ada, nawet nie wiesz jak wpisałem na Twój wpis :)

    OdpowiedzUsuń